Tak śpiewał Artur Gadowski i śmiem twierdzić, że nie upajał się pięknem… wyspy.
Można się zakochać w wyspie? Nie wiem. Ale na pewno można się upajać jej pięknem. Może piosenki na jej cześć nie stworzę, ale wyznam miłość, zatęsknię i powspominam najprzyjemniej jak się da.
Azory mam w sercu i w myślach do dzisiaj. Zakochałam się w St. Miguel od pierwszego wejrzenia. Jest wiele powodów, które kierują moje myśli w tamte strony nieprzerwanie od kilu lat i jest jeszcze więcej powodów, dla których chcę tam polecieć znowu. Takich barw ziemi nie widziałam nigdzie. Nie to żebym była czołowym podróżnikiem RP, ale widziałam trochę więcej niż widoki na trasie Majdan – Lublin – Warszawa. Do tej pory żadne z miejsc, które odwiedziłam, nie wywarło na mnie tak ogromnego wrażenia. Te kolory… Często będę to powtarzać. Te kolory, barwy Ziemi, światło i cień, wschód i zachód. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko jest prawdziwe. Naturalne. Heh.. wątpię w naturę natury. Dziwne. Zwłaszcza, że byłam, widziałam, wąchałam, czułam, pamiętam i mam zdjęcia jako dowód!

O Azorach opowiadałam już chyba wszystkim swoim znajomym. Po trzech latach będą mogli zobaczyć, że to, o czym mówiłam, nie jest wyssane z palca. Dwa, wielu z nich powie (i powiedziało), że takich miejsc na świecie jest mnóstwo. Jestem o tym przekonana i daj Boże zobaczyć jeszcze z jedno. To dlaczego tak się ekscytuję czymś, co nie jest wyjątkowe? No właśnie. Dla mnie jest. I nie dlatego, że podobnego nie widziałam. Nie, nie, nie. Na wyspie spotkało mnie tak wiele dobrego. Kochani otwarci ludzie, którzy szukali transmisji meczu Ligi Mistrzów z udziałem Legii Warszawa, tylko dlatego, że przyszliśmy z mężem (wtedy jeszcze nie mąż) napić się piwa, powiedzieć, że jesteśmy z Polski i zapytać, czy mają kanały sportowe, bo może akurat będzie „nasz” mecz. Ci ludzie ogarniali urodzinową niespodziankę, śpiewając mi w trakcie śniadania happy birthday. Tam po prostu było dobrze. Jak w raju. Spokojnie, cicho, świeżo. Bez bilboardów, neonów, ledów, ekranów. W ogóle bez reklam. Tam barmanem w knajpie jest od 40 lat ten sam Jose, którego wszyscy znają. Myślę, że tam naprawdę żyje się zgodnie z rytmem przyrody. Chłód zapewnia cień, a ciepło słońce.

I jak tam było dobrze! Jak człowiek zwalnia, nie myśli, nie analizuje, nie przeżywa, nie pędzi. Na szczęście w domu rodzinnym i u mojej babci też tak jest. Dobrze, bo bym musiała co miesiąc latać na te Azory w celu dostarczenia organizmowi bezstresu.
W 2016 roku nie śniło mi się jeszcze, że moje zamiłowanie do fotografii trochę ewoluuje. Stanie się większym zamiłowaniem. W tamtym czasie jedyne zdjęcia, jakie robiłam, to zdjęcia przyrody. Krajobraz. To, co mnie otacza i nie jest biurowcem. Tylko takie zdjęcia robiłam. Sporadycznie portreciłam. Właściwie słowo sporadycznie jest już nadużyciem. To praktycznie się nie zdarzało. Choć! Od każdej reguły są wyjątki. Nie inaczej było tym razem.
Wrócę tam. Dla tych krów.
Zdjęcia: Justyna Dobosz / dziewczynazkamera.pl
Nikon D5200, 18-105mm, f/3.5-5.6