Tamta dziewczyna nawet w piaskownicy potrafiła znaleźć najbardziej błyszczące na świecie ziarenko piasku. I nawet jeśli takie nie było, wyobrażała sobie, że jest. Tamta dziewczyna była fanką ziemi. Dosłownie. Grzebała w niej, szukając skarbów. Tamtej dziewczyny długo nie było, ale pojawia się znowu. Też grzebie, ale już trochę inaczej.
UWAGA TECHNICZNA!
Jeśli zaglądasz na tę stronę przez komórkę, zjedź po chwili na dół strony i kliknij tam polecenie: pokaż pełną stronę. Wiem… To się zmieni. Niedługo. A jak wyświetli się komunikat, że błąd, że nie ma takiej strony, to zamknijcie przeglądarkę i jeszcze raz wpiszcie adres. Okropieństwa z tym systemem…
Kiedy byłam małą dziewczynką nie zachowywałam się jak „typowa” dziewczynka. Dzisiaj nikomu by to nie przeszkadzało, bo przecież każdy, zawsze, wszędzie może robić, czuć, chcieć, myśleć co chce i nie wypada na to zwracać uwagi. Ponad 20 lat temu tak nie było, przynajmniej u mnie. Trochę zwracano mi uwagę na to, że jestem za mało „dziewczyńska”. I nie tylko o ten sport, piłkę, kolegów, mecze, błoto i wszystkie inne chłopięcości chodzi.
Pamiętam jak mając osiem, może dziewięć lat dorwałam pudełka po butach, które zaczęłam wyklejać zdjęciami przyrody. Złapałam jakąś książkę i po prostu wycinałam. Wykleiłam trzy pudełka tak starannie, jak tylko dziewczyna potrafi! I to by było na tyle z całej mej „dziewczyńskości” . Ale po co mi były te pudełka? To była moja baza. Zrobiłam z nich dom dla skarbów natury. Zbierałam patyczki, kamyczki, rozbite kolorowe szkło, szyszki, wszystko to, co mogło przeżyć bez wody. Każda ze zdobyczy lądowała w domku. Niektóre wisiały na drzewach, niektóre w wodzie, niektóre na ziemi. Wszystko miało swoje miejsce. Taki mój własny porządek naturalny. Kilka lat zbierałam te skarby, by któregoś dnia ot tak, bez żadnych zahamowań wyrzucić dom do śmieci. Bez najmniejszego żalu, w sekundę pozbyłam się kilku lat wspomnień.
Wiele razy pisałam o tym, jak zawodną mam pamięć. Pogodziłam się z tym, że zapamiętuję mniej niż przeciętny użytkownik mózgu. Wspominałam też o tym, jak to fotografia te braki mi uzupełnia. To prawda, fotografuję głównie po to, by pamiętać. By mieć co wspominać.
I te zdjęcia są takim właśnie pamiętnikiem. Spacer po parku w Pomiechówku i chwila na plaży w Nieporęcie. To, co na zdjęciach, to i w mojej głowie. Wyłapane, przeżyte, zapamiętane. Znów w Moniką. Jak w Puszczy Kampinoskiej. Tylko tym razem bliżej Ziemi.
Dziękuję Tomkowi i Jonaszowi za obiektyw.
Tak bardzo przypadł ❤❤❤
Prawie wszystkie zdjęcia są zrobione z maksymalnie otwartą przysłoną. Wszystkie robione z ręki. Po co? A po to, by sprawdzić, czy ten obiektyw można po prostu spakować w plecak i bez statywu ruszyć w naturę.
Zdjęcia: Justyna Dobosz / dziewczynazkamera.pl
SONY AR7II + SONY 90 F/2.8 macro








































3 Comments
Pingback:Czarno na białym – DZIEWCZYNA Z KAMERĄ
O jezuniu jakie przecudowne zdjęcia. Kilka razy oglądałam 🙂
Dzięki!!
Bardzo mi miło 😊 Niech każde kolejne zdjęcia też tak się podobają ❤❤❤